Gryficki Klub Rowerowy


PLAKAT 2011

Rowerowy Maraton Dookoła Polski

3777 km w 17 dni

 

 

na stronę

 

 

 

W ubiegłym roku kończąc Maraton Dookoła Polski 3333 km w 18 dni powiedziałem publicznie, że nigdy więcej. Jadąc z Krzyśkiem Sobkowiakiem najbardziej dał nam się we znaki upał. Był to mój pierwszy taki przejazd, bez doświadczeń, bez wcześniejszego przygotowania i z obawami. Pamiętam jak dwójka naszych kolegów z klubu- Darek Stalewski i Andrzej Semkowicz wyjechali po nas do Pogorzelicy i w takiej „ klubowej eskorcie” wracaliśmy z Krzyśkiem do Gryfic, i pamiętam niedosyt Andrzeja Semkowicza, że On nie jechał i teraz nie wraca z nami, jako kończący ten trudny przejazd.
Rozmów na temat przyszłorocznego maratonu nie było aż do chwili, kiedy odpocząłem i tak naprawdę skończył się sezon imprez rowerowych. Wtedy to razem z Andrzejem Semkowiczem zaczęliśmy rozmawiać poważnie o planach. Zaczęły się przygotowania, treningi.

A teraz spróbuję opisać całą wyprawę:

18 lipiec 295km

Obserwując wcześniej pogodę nie byłem optymistą – zapowiadali opady i wstając rano widziałem, że nie będzie bardzo przyjemnie – lało i to dosyć ostro. O dziwo, przed 8 przestało padać i jadąc na Gryficki Plac Zwycięstwa nie zostaliśmy zmoczeni. Na naszym pożegnaniu zjawiła się prawie cała moja rodzina, Stefcia i Rysiu z Klubu, znajomi oraz zastępcy Burmistrza Gryfic – Waldek Wawrzyniak i Przemysław Kowalewski. Zgodnie z planem o 8 startujemy. Początek inny niż w ubiegłym roku ze względu na plany wczesno porannego przejazdu przez Trójmiasto. W Świnoujściu czeka na nas dziennikarka Głosu Szczecińskiego oraz reporter TV Świnoujście. Po chwili rozmowy i zrobieniu paru fotek razem z kolegami ze Świnoujścia Darkiem Bielenisem i Adamem Stefańskim jedziemy w kierunku Międzyzdrojów. Koledzy narzucili ostre tempo i po kilkunastu minutach dziękujemy im za odprowadzenie i już od Międzyzdrojów jedziemy sami i od razu drobny sprawdzian – podjazdy z sakwami / dodatkowe obciążenie po 12-14kg/, ale nie było żle. Jedziemy przez Dziwnów, Rewal, Niechorze, Pogorzelice, Trzebiatów, Mrzeżyno, Dźwirzyno i dojeżdżając do Kołobrzegu spotykamy Andrzeja Galla, który służy nam dużą pomocą pilotując nas przez Kołobrzeg omijając zakorkowane centrum. Dalej jedziemy na Koszalin, Darłowo i dojeżdżamy do wioski Zaleskie gdzie planowany był nocleg. Przejeżdżając na początek tyle km jesteśmy zmęczeni i po kąpieli zaraz zasypiamy. Dzisiaj nie padało.

19 lipiec 230km

Pobudka o 3 rano i po porannej toalecie i posiłku / Kawa, zupka z makaronem oraz kaszka PENCO/, startujemy o 4.15 – Ustka, Słupsk, Władysławowo , Hel i na nocleg zatrzymujemy się w Pucku. Jesteśmy pod wrażeniem przejazdu na Hel – wspaniała pogoda, wspaniałe widoki i wspaniałe miejsce. Zasypiamy szybko, bo w perspektywie ciężki dzień. Dzisiaj również nie padało a póżniej okazało się, że był to najładniejszy dzień w czasie całego Maratonu.

20 lipiec 160km

Wstajemy jak zwykle o 3 rano i już po 4 jedziemy w kierunku Gdańska. Przejazd przez Trójmiasto zaplanowałem wcześnie rano ze względu na mały ruch. Dojeżdżając do Sopotu widzimy czekającego na nas kolegę Jarka Mralla, który zaoferował nam pomoc w dalszej podróży przez Trójmiasto po ścieżce rowerowej. Jedziemy dosyć szybko za znającym znakomicie tereny Jarkiem, który odprowadza nas do Stegny – tam po podziękowaniach Jarek wraca do domu, a my jedziemy dalej do Krynicy Morskiej. Po chwili zaczyna lać i deszcz już nam towarzyszy przez następne 13 dni. Dojeżdżając do Krynicy jesteśmy już totalnie zmoczeni i Andrzej rzuca temat przepłynięcia przez Zalew Wiślany do Fromborka statkiem. Po zakupie biletów i wejściu na pokład Andrzej śmieje się, że chciał jechać rowerem dalej, i tu Jego zachowania nie rozumiałem. Po przypłynięciu do Fromborka udajemy się do hotelu naszego kolegi Andrzeja Piotrowiaka i zostajemy Jego gośćmi – mamy super nocleg i super jedzonko.

21 lipiec 280km

Wstajemy, jak co dzień o 3 i po 4 jedziemy już w kierunku na Braniewo i dalej Bartoszyce, Korsze, Węgorzewo. Pogoda wspaniała, gorąco ok. 35stopni aż się chce jechać.W Gołdapi stajemy na ok. 40 minut i jemy kebaba i w świetle tego, co zdarzyło się póżniej możliwe, że to nam ratuje nawet i życie. Po tej przerwie wsiadamy na rower i w upale jedziemy w kierunku na Wiżajny. Jest coraz bardzo gorąco i parno. Po ok. pół godziny jazdy widzimy przed sobą dziwne chmury. Dojeżdżając bliżej widzimy, że pogoda robi się nie za ciekawa, jedziemy dosyć szybko i nagle widać błyski i zrywa się wiatr- tak mocny że decydujemy się na postój na przystanku autobusowym w najbliższej wiosce. Po chwili uspokaja się i widzimy, że burza przeszła bokiem, więc decydujemy się na jazdę dalej. Po paru przejechanych km wjeżdżamy w teren lasu Puszczy Rominckiej i po chwili stajemy, bo na drodze leży powalonych przez nawałnicę, / która przeszła tędy przed ok. godziną / ok. 20 sporych rozmiarów drzew a przy nich pracują strażacy tnąc i sprzątając z drogi grube pniaki. Zatrzymują nas informują, że odcinek drogi jest nieprzejezdny. Ciągle pada, ale jest strasznie ciepło i decydujemy się na przenoszenie rowerów lasem obok powalonych drzew. Nie wiedzieliśmy, co robić.. pada, błyska się.. grzmi, a tu las… stojąc i czekając aż uprzątną drzewa też niebezpiecznie a przybliżony czas udrożnienia drogi strażacy określili do trzech godzin. Po przeniesieniu rowerów jedziemy w deszczu dalej i po paru km znowu zamknięta droga, ale teraz straż nie pozwala nam przejechać, bo na drodze leży zerwana linia wysokiego napięcia. Musimy jechać objazdem przez pola i okoliczne gospodarstwa. Wreszcie dojeżdżamy do Wiżajn droga bez przeszkód, ale dalej pada i na dodatek w Andrzeja rowerze w tylnym kole pęka szprycha. Po paru km totalnie zmoczeni, ale nie zmarznięci dojeżdżamy do miejscowości Rutka Tartak gdzie mamy nocleg. Po kąpieli i kolacji idziemy spać.

22 lipiec 270km

Wstajemy jak zwykle o 3 i po śniadaniu i spakowaniu sakw wyjeżdżamy ok.4.15. Mamy drobny problem z tylnym kołem w rowerze Andrzeja – musieliśmy przepakować sporo rzeczy do moich sakw by odciążyć tylne koło. W Rutce Tartaku skorzystałem z internetu u gospodarzy i spisałem sobie sklepy rowerowe, które znajdują się na naszej trasie. Planujemy naprawę w Sokółce na ok.160km wiec przez ten czas czeka mnie męczarnia – dodatkowe 16kg w moich sakwach przy Andrzeja 8kg. Sejny, Augustów, Lipsk, Dąbrowa Białostocka a przed samą Sokółką w tylnym kole roweru Andrzeja pęka druga szprycha wiec jedziemy jak na szpilkach, ale w Sokółce trafiamy na sklep z serwisem i po kilkunastu minutach mamy naprawiony sprzęt, więc teraz zmiana, Andrzej zabiera moje sakwy a ja Andrzeja/ co mu się bardzo nie podoba/ i jedziemy dalej. Po drodze oczywiście deszcz i zmoczeni dojeżdżamy do Michałowa gdzie przy ładnym słońcu wysychają nasze ubrania i buty. Tu ze względu na humory Andrzeja podejmuje decyzję o tym, że każdy dźwiga w swoich sakwach tylko swoje rzeczy. Wagowo wygląda to tak, że Andrzej ma obciążenie ok. 9kg a ja ok. 12kg. Tu też ze względu na dziwne podejścia Andrzeja do zakupów artykułów żywnościowych decyduje się na samodzielność budżetową. Każdy sam decyduje jak ma wydawać kwotę która jest przeznaczona na dzień żywienia / 50zł /

23lipiec 215km

Po pobudce o 3 rano wyjeżdżamy w suchych ubraniach zaraz po 4. Zimno 12stopni i siąpi deszcz. Po godzinie już leje i jesteśmy totalnie zmoczeni. Decyduje o skróceniu dzisiejszego etapu, co wiąże się z dłuższym jutrzejszym. Hajnówka, Siemiatycze, Janów Podlaski, Terespol i nocujemy w Kodeniu. Przez ostatnia godzinkę jazdy mamy ładną pogodę i zaraz po przyjeżdzie szybko suszymy ubrania i buty.

24 lipiec 285km

Wstajemy, jak co dzień o 3 rano i wyjeżdżamy zaraz po czwartej. Dzisiaj mamy do przejechania ok.285km. Włodawa, Hrubieszów, Tomaszów Lubelski, Bełżec i nocleg w Kowalówce. Oczywiście bez deszczu się nie obyło, ale na koniec zrobiło się całkiem ładnie. W ostatnich dniach stało się normalnością, że po powrocie nasze pierwsze kroki to suszenie ubrań i butów.

25 lipiec 170km

Dzisiaj wjeżdżamy w tereny górzyste. Godzina 3 pobudka, godzina 4 wyjazd. Jedziemy przez Jarosław, Przemyśl gdzie Andrzej gubi się na światłach jadąc szybciej do przodu. Dogania mnie przed Przemyślem i już do Przemyśla jedziemy razem. Zaraz za Przemyślem zaczynają się podjazdy gdzie Andrzej mnie zostawia i jedzie do przodu. Zobaczyłem Go dopiero w Hoszowie, tam gdzie był planowany nocleg. Nie było go w Krościenku gdzie był punkt kontrolny maratonu i gdzie obecność trzeba było udokumentować. Przymknąłem na to oko mając nadzieje na poprawę.

26 lipiec 160km

Dzisiaj wstajemy troszkę pożniej – o 5 i po godzinie już jedziemy w kierunku Ustrzyk Górnych . Przejeżdżając obok punktu gdzie była meta Maratonu Bałtyk Bieszczady Tour słyszymy nawoływania kolegów byśmy zajechali i my to mamy w planach, ale najpierw Wołosate- najdalej wysunięta mieścinka w południowo- wschodniej Polsce. Później powrót i już jesteśmy z kolegami z maratonu B.B.T. 1008km, zostajemy na zakończeniu i przed jedenastą wyruszamy dalej. Na razie nie pada, ale po chwili zaczyna, najpierw deszczyk drobny a później leje jak z cebra tak, że dojeżdżając do Cisnej nie ma na nas suchego miejsca. Po 160km dojeżdżamy do Jaślisk gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Gospodarz, widząc jacy jesteśmy przemoczeniu rozpala w kuchni gdzie możemy wysuszyć ubrania i najważniejsze – buty, a my jak co dzień prysznic jedzonko i spanie.

27 lipiec 250km

Wstajemy, jak co dzień i wyjeżdżając ok. 4:15 widzimy, że to zdecydowanie za wcześnie ze względu na słabą widoczność. Jedziemy na Duklę, Gorlice, Stary Sącz. Tu podejmuje decyzję że jest jeszcze troszkę czasu a i pogoda nie jest taka zła / nie padało za mocno / więc, mając na uwadze jutrzejszy długi i dosyć trudny etap dzisiaj pojedziemy troszkę dalej a jutro będzie mniej km. Dzwonie na Gubałówkę do Ani Styrczuli z zapytaniem czy znajdzie się dla nas miejsce w jej pensjonacie. Po potwierdzeniu jedziemy i pech- zaczyna padać i to nie tak słabo. Dojeżdżając do Krościenka nad Dunajcem jesteśmy już przemoczeni a deszcz wcale nie przestaje padać. Ale jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B. Jedziemy dalej. Coraz mocniej pada i jest coraz zimniej. Andrzej chciał byśmy się zatrzymali w Maniowach tam gdzie pierwotnie miał być nocleg, ale że była to jeszcze wczesna godzina decyduje że jedziemy dalej. Nie zatrzymujemy się nigdzie, bo nam będzie coraz zimniej a przebierać się nie ma sensu. Jednak w Nowym Targu mając w perspektywie jeszcze troszkę km i konkretny podjazd do Zębu zatrzymujemy się i jemy po pół kurczaka z rożna. Po dwóch godzinach dojeżdżamy wreszcie na Gubałówkę – zmoczeni i bardzo zmęczeni – 250km w taka pogodę to naprawdę ciężko. Ania przyjmuje nas zabierając nasze ubrania do prania i częstując obiadem i herbatką z nalewką na rozgrzanie. Jesteśmy zakwaterowani w fajnym pokoju,jest ciepło wiec człowiek może odpocząć. Ania nie chciała za to wszystko ani złotówki tylko prosiła, że jak już dojedziemy do domu żebym zadzwonił. Mogę o Niej napisać- Przyjaciel Rowerzystów. Naprawdę polecam wypoczynek u Państwa Styrczuli w Zębie.

28 lipiec 230km

Wstajemy już o godzinkę później, a wyjeżdżamy o 5 i od razu pod górkę wdrapujemy się na szczyt Gubałówki. Niebo bezchmurne, więc zapowiada się ładnie. Po zjeżdzie do Zakopanego jedziemy w kierunku Czarnego Dunajca i jest bardzo zimno +6stopni, więc dajemy ostro by się rozgrzać 27km jedziemy ze średnią prawie 40km/godz. tak, że było ciepło ale nie w palce … dłonie zdrętwiały. W Czarnym Dunajcu skręcamy w kierunku na Zawoję i musimy pokonać przełęcz Krowiarki a póżniej już tylko z górki aż do Makowa Podhalańskiego. Robi się coraz cieplej i już w Suchej Beskidzkiej rozbieramy się i jedziemy „na krótko”- pogoda marzenie. Żywiec i Szczyrk też w słońcu, ale coś się zaczyna psuć jak wjeżdżamy na przełęcz Salmopolską. Na górze coś tam popadało, ale nie grożnie, a my zjeżdżamy do Wisły i dalej wdrapujemy się obok zameczku Prezydenckiego na Kubalonkę. Z Kubalonki zjeżdżamy do Istebnej gdzie mamy nocleg zatrzymujemy się przy sklepie żeby coś kupić i zaczyna mocno padać i nie przestaje a my mamy jeszcze ok. 2km do miejsca noclegu. Jedziemy i deszcz nas moczy dokładnie. Cale szczęście, że w zajeżdzie była możliwość wysuszenia butów. Reszta jakoś tam wysycha do rana.

29 lipiec 210km

O 5 wyjeżdżamy z Istebnej. Podjazd pod Kubalonkę to fajna rozgrzewka z samego rana, na zjeżdzie do Wisły troszkę zimnawo, ale idzie wytrzymać, ale już w Wiśle zaczyna padać i to dosyć mocno, wiec dojeżdżając do Cieszyna jesteśmy mocno przemoczeni. Dalej już pogoda zmienna, ale pada coraz mniej, zaczyna być coraz więcej słońca i jest ciepło. Dojeżdżając do Prudnika widzimy niepokojące chmury burzowe i zastanawiamy się czy znowu na koniec nas nie zmoczy. Przed Nysą przy jednym z postojów przy sklepie spotykamy Bogusia Kramarczyka, który jedzie na Klasyk Kłodzki. Troszkę sobie pogadaliśmy a Bogdan zasiał ziarenko nadziei na jutrzejszą pogodę, że nie będzie deszczu. O jakże się mylił, ale o tym przekonaliśmy się w sobotę. Nocujemy w Nysie.

30 lipiec 150km

Z Nysy wyjeżdżamy o 5 rano i kierujemy się na Kłodzko, i dalej do Polanicy Zdrój. Jakoś nie pada, więc podejmuje decyzje o jeżdzie do Zieleńca przez Szczytną i Bobrowniki, i właśnie od Bobrownik jest zimno i siąpi deszcz. Po przyjeżdzie do Zieleńca ucinamy sobie pogawędke z kolegami z maratonów Erwin częstuje nas gorącą kawą i wszystkim, co jest pod ręką. Ja oczywiście nie pogardziłem też arbuzem, który jak pamiętam zawsze mi smakuje na Klasyku Kłodzkim. Również i Kasia pomimo ogromu pracy zaszczyciła nas chwilka rozmowy, a na pamiątkę dostaliśmy medale K.K. Po niecałej godzince ruszamy dalej do Szczytnej gdzie mamy nocleg. Po drobnych zakupach i kąpieli Wiola częstuje nas obiadem – pierogi z kapustą i grzybami – pychota. Popraliśmy też sobie ubrania z nadzieja, że do rana wyschną. Podejmuje tez decyzję, że ze względu na małą odległość do Kowar gdzie mamy załatwiony przez PENCO nocleg wstajemy póżniej i pózniej wyjeżdżamy.

31 lipiec 100km

Wstajemy o 7 rano Wiola częstuje nas śniadaniem i o 9 rano wyjeżdżamy ze Szczytnej jeszcze bez deszczu. W Ratnie mija nas znajoma Skoda Roomster na Szczecińskich numerach i po chwili witamy się z Witkiem i Andrzejem którzy wracają z Klasyka Kłodzkiego. Po chwili rozmowy i zrobieniu fotki rozstajemy się i wtedy zaczyna padać. Dojeżdżając do Kamiennej Góry jestem przemoczony i decyduje się przed podjazdem pod przełęcz Kowarską coś zjeść. Zatrzymuje się pod sklepem spożywczym i kupuje oranżade i ciasteczka. Andrzej przejechał obok nie zatrzymując się i tu widziałem go po raz ostatni. Po wjechaniu na przełęcz zadzwoniłem do Sławka Ciszka, że już jestem i umówiliśmy się w Kowarach. Po chwili byłem już pod Biedronką i dzwonie do Andrzeja gdzie jest? Andrzej odpowiada, że wraca do domu sam. Tłumaczę mu przez telefon by się zastanowił, co robi, że jeszcze tylko trzy dni jednak do niego nic nie dociera. Oznajmiam mu, że jeśli tak zrobi to nie będzie miał zaliczonego ukończenia Rowerowego Maratonu Dookoła Polski 3777w 17dni. Mowię mu też o mojej odpowiedzialności za niego. Powiedział wprost, że mu to wisi. Sławek pilotował mnie do hotelu gdzie załatwił nam / teraz tylko mi / nocleg. Po kąpieli poszedłem na bardzo dobry obiad i mając troszkę czasu próbowałem jeszcze raz nakłonić Andrzeja do powrotu – bezskutecznie. Bardzo zły na Młodego za to, co zrobił, zły tez na siebie, że dałem się namówić na maraton z tak nieodpowiedzialnym gówniarzem długo nie mogłem zasnąć. Dobrze, że to się stało w niedziele a nie trzy dni temu, bo chyba i ja wracałbym pociągiem do domu, a tak to trzy dni jakoś przetrzymam. Póżno, ale jakoś zasnąłem.

01 sierpień 250km

Wstaje rano i patrząc przez okno odechciewa mi się jazdy… pada i pada . No ale cóż.. ubrałem się dosyć ciepło i jadę. Karpacz , Jelenia Góra, Szklarska Poręba, Świeradów Zdrój i do Gryfowa Śląskiego gdzie odwiedzam Pana Burmistrza który pomimo tego że był bardzo zajęty znalazł dla mnie chwilkę i częstuje mnie gorącą kawą. Po chwili żegnam się i jadę dalej – Lubań, Zgorzelec, Łęknica i Lubsko gdzie mam zarezerwowany nocleg. W drugiej części dnia robi się coraz ładniej i cieplej aż człowiek lepiej się czuje. W Lubsku w hotelu pani za 5,50zł zaproponowała mi obiad- pierogi z mięsem własnej roboty 9szt. Po zjedzeniu poprosiłem o drugą porcję na kolacje. Zasypiam w dobrym humorze oglądając pogodę na wtorek i środę.

02 sierpień 270km

Z Lubska Wyjeżdżam o 5 rano, bezchmurne niebo i perspektywa pierwszego od 13 dni przejazdu bez deszczu. Gubin Słubice, Kostrzyń, Mieszkowice, Cedynia, Chojna, Krajnik i Widuchowa gdzie mam miejsce odpoczynku. Pogoda piękna aż chce się jechać. Jestem już zmęczony, ale jeszcze tylko jutro za to tez ponad 200km.

03 sierpień 252km

Z Widuchowej wyjeżdżam o 5 i staram się jechać dosyć szybko żeby zdążyć przed szczytem przejechać prawobrzeże Szczecina. Dalej jadę na Goleniów i powinienem na Parłówko i Golczewo do Gryfic, ale że były skracane niektóre planowane etapy musze dokręcić kilometry wiec z Goleniowa jadę na Stepnice, Wolin, Świnoujście gdzie czeka na mnie Czarek i Pani z Głosu Szczecińskiego. Po kilku minutach rozmowy, zjedzeniu loda kieruje się w stronę Międzyzdrojów w towarzystwie Czarka Dobrochowskiego i Janka Wesołowskiego . Od Międzyzdrojów jadę sam Dziwnów, Pobierowo, Rewal, Niechorze, Pogorzelica i jadąc w kierunku na Trzebiatów spotykam Darka Stalewskiego i Rysia Dzwonnika – kolegów z Klubu, którzy mi towarzyszą w jeżdzie do Gryfic. Na Placu Zwycięstwa w Gryficach jestem po 18 gdzie wita mnie moja rodzina oraz znajomi a także Waldek Wawrzyniak . Po chwili jadę do domu gdzie rodzina i koledzy i koleżanki z klubu przygotowali powitalnego grila. Były pytania, odpowiedzi, opowiadania.

Jestem z siebie dumny – PRZEJECHAŁEM .

Udostępnij na: