Gryficki Klub Rowerowy

plakat 2010

3333 km w 18 dni

Marek Zadworny i Krzysztof Sobkowiak

                                                                                                                                                                    2010

 O planach zorganizowania wyprawy rowerowej dookoła Polski pisałem już wcześniej. Plany planami, ale nadszedł czas realizacji przedsięwzięcia. Oczywiście wcześniej o pomoc zwróciłem się w pierwszej kolejności do władz naszego Miasta i Powiatu.Na moją prośbę pozytywnie odpowiedział Pan Burmistrz Gryfic Andrzej Szczygieł oferując dofinansowanie wyprawy, natomiast w imieniu Starostwa Powiatowego negatywną odpowiedź uzyskałem od kierownictwa Centrum Marketingu Rozwoju Gospodarczego i Integracji Europejskiej. Stanowczą odmową dano mi do zrozumienia, że Starostwo nie interesuje taka promocja Miasta i Powiatu wzdłuż granic Polski. Przykre, ale prawdziwe.

Dziękujemy Panu Burmistrzowi Gryfic Andrzejowi Szczygłowi, który był głównym sponsorem naszej wyprawy.

Dziękujemy również za wsparcie finansowe w realizacji naszej wyprawy:

Firmie PHU WERTER Sp.j Tomasz i Marcin Sobkowiak

Hotel GRYF Iwona Frątczak

Zakłady Mięsne KAMIL w Górzycy i Panu Marcinowi Brzykcemu

Stefani Derenowskiej-Czerewaty

WIS Komputery i Panu Dariuszowi Wójcickiemu

Firmie PENCO

Rowery Jan Antkowiak

A oto w skrócie opis wyprawy.

 

Piątek – dzień 1

Wstaje wcześnie rano podniecony wyjazdem. Rowery są już przygotowane łącznie z sakwami. Doświadczeniem uczestnictwa w maratonach przygotowałem sobie na śniadanie makaron z chińszczyzną. Część zjadłem, a resztę zapakowałem w małe dwa plastikowe pojemniki i do sakwy. Przygotowałem również 6 placków naleśnikowych, i zapakowane w folię aluminiową spakowałem również do sakwy. Mówię sobie – mamy troszkę jedzenia na dzisiejszy dzień. Ok. 7 rano przychodzi Krzysiek i razem sprawdzamy czy wszystko zabraliśmy. Z ubrań oprócz drugiego kompletu stroju kolarskiego każdy zabrał jakieś krótkie spodenki, koszulkę oraz lekkie klapki, do tego środki czystości emulsje do opalania z największym faktorem, puder i inne środki niezbędne w długiej jeżdzie na rowerze. Do tego jeszcze niezbędne drobne narzędzia, dętki, opona, oliwka itp. Całość ekwipunku waży ok.20kg, więc każdy z nas dodatkowo będzie wiózł 10kg.

Przed 8 rano jedziemy na Plac Zwycięstwa gdzie zaplanowaliśmy pożegnanie z Gryficami. O 8 rano żegnają nas koledzy i koleżanki, Pan Burmistrz Gryfic Andrzej Szczygieł, który jest głównym sponsorem wyprawy, Zastępca Burmistrza Pan Tomasz Malczewski oraz nasze rodziny. Parę minut po 8 ruszamy. Plany na dzisiaj to etap ok.240km – Kołobrzeg, Koszalin, Darłowo, Ustka, Słupsk, Wicko i nocleg po 240km w Charbrowie. Po drodze oczywiście zjedliśmy wszystko co naszykowałem. Po zakwaterowaniu i kąpieli poszliśmy zrobić zakupy – jedzenie na dzisiaj i na jutro rano. Wieczorem przy oglądaniu meczu zasnąłem.

Sobota – dzień 2

Obudziłem się jak zwykle ok4 rano. Bardzo bolą mnie mięśnie, ale wiem, że jak wsiąde na rower- przejdzie. Krzysiek zaraz też wstaje, pijemy kawę jemy zupki makaronowe ubieramy się i o 6 rano ruszamy – plany? 190km. Chabrowo, Wicko, Karwia, Władysławowo, Gdynia, Sopot, Gdańsk, Stegna, Nowy Dwór Gdański i nocleg w Rychnowach. Bardzo męczący przejazd przez Trójmiasto. Po tym etapie bardzo boli mnie tyłek. Jest gorąco, więc często się zatrzymujemy żeby pić coś zimnego. Po zrobieniu zakupów i zjedzeniu kolacji oglądając mecz zasypiam. 195km

Niedziela – dzień 3

I znowu jak poprzednio po uprzednim wypiciu kawy i zjedzeniu makaronu z zupki ruszamy o 6 rano. Plan na dzisiaj to ok.190 km. Nowy Dwór Gdański, Elbląg. Po drodze tuż za Elblągiem trafiamy na poważny wypadek samochodowy i jesteśmy zmuszeni przez Policje do objechania tego odcinka drogi, a ja korzystam z zaproszenia kolegi Andrzeja Piotrowiaka i dzwonię do Niego. Andrzej zaprasza nas do Fromborka na śniadanie i zimną colę. Oj tego nam było trzeba po niespodziewanych górkach. Po chwilowym odpoczynku i „ naładowaniu baterii „ jedziemy dalej przez Braniewo, Pieniężno, Bartoszyce i nocleg w Korsze, ale że byliśmy wcześniej, dobrze nam się jedzie, więc podejmujemy decyzje o dalszej podroży. Dojeżdżamy do Węgorzewa gdzie znajdujemy nocleg. Zrobiliśmy ok. 240km. W Węgorzewie zakupy, kolacja i spanko.

Poniedziałek – dzień 4

Wyruszając o 6 rano nie wiedzieliśmy, że będzie to najdłużej spędzony dzień w podróży. Jedziemy w nieznane nam tereny- Gołdap i Wiżajny gdzie wzniesienia przypominają mi Bieszczady. 30km przed Sejnami pęka obręcz w tylnym kole Krzyśka rowerku. Przepakowujemy prawie wszystko z sakw Krzyśka do moich, ustawiamy kolo żeby przy biciu nie obcierało o rower i jedziemy do Sejn gdzie po poszukiwaniach sklepu i kogoś, kto może rozwiązać problem. Mamy przymusowy postój / 4 godziny/ czas na znalezienie obręczy i naprawy koła. Do leśniczówki Wilkownia gdzie mamy nocleg zjawiamy się ok.20. Zrobiliśmy ok.220km i bardzo zmęczeni sytuacją, upałem kładziemy się spać.

Wtorek – dzień 5

Godzina 6 rano wyjazd. Pogoda jak co dzień – gorąco a póżniej parno i słychać że zbliża się burza. Skracamy dzisiejszy etap i po 190km zatrzymujemy się w Narewce na nocleg.

Środa – dzień 6

Z Narewki ruszamy o 6, na dworze lekko pada więc poranek inny niż poprzednie. Już po 2 godzinach przestaje padać i robi się ciepło wiec zatrzymujemy się na stacji CPN żeby się przebrać. Nocleg mamy zarezerwowany w Woli Uhruskiej i wedle moich obliczeń mieliśmy przejechać 190km, ale w Terespolu okazuje się, że popełniłem błąd w obliczeniach i mamy do przejechania jeszcze ok. 100km. Jednak dzień był spokojny, mieliśmy korzystny wiatr więc do miejsca noclegu po 270km dojechaliśmy po południu. Nie było tak żle i był to najdłuższy etap naszej wyprawy.

Czwartek – dzień 7

Rano wszystko już robimy prawie mechanicznie- toaleta, kawa, makaron z zupek i wyjazd o godzinie 6. Dzień bardzo gorący, częste postoje w celu uzupełnienia płynów, bo przecież to, co mamy w bidonach po chwili nie nadaje się do picia. Przejeżdżamy 185km i wczesnym popołudniem jesteśmy w Kowalówce, gdzie mamy nocleg. Tu pierwszy raz dokładnie czyścimy łańcuchy wcześniej kupując pędzelek i benzynę- a jest co czyścić. To ostatni etap wyprawy po w miarę równinnym terenie. Ja jak zwykle idę spać wcześniej, Krzysiek lubi pooglądać TV.

Piątek – dzień 8

Wyjazd 6 rano. Jedziemy przez Jarosław do Przemyśla gdzie przed wjazdem do miasta zatrzymujemy się na posiłek – ja śmietana i bułki, Krzysiek jogurt z bułkami. Przemyśl- cudownie położone miasto, byliśmy zachwyceni widokami miasta, ale już poza miastem miny mieliśmy nieziemskie. Od razu podjazdy i to dwa takie konkretne. Póżniej już jak to w Bieszczadach- równo nie jest. Dojeżdżamy do Ustrzyk Dolnych i do Hoszowa gdzie nocujemy.

Sobota – dzień 9

Wiem, że czeka nas ciężki dzień. W ubiegłym roku byliśmy tu na maratonie ale wcześniej z Ulą jechaliśmy rowerem z Cisnej do Ustrzyk Górnych . Wyruszamy też o 6 i po ok. 2 godzinach docieramy do Ustrzyk Górnych, gdzie przy sklepie robimy sobie przerwę na śniadanko – zimne karmi i bułki słodkie. Po kilkunastu minutach wyruszamy dalej i do Wetliny mamy dwa spore podjazdy. Pózniej już jest ok. Cisna, Komancza, Dukla gdzie mieliśmy mieć nocleg, ale od rana nie mogłem się dodzwonić i po przyjeżdzie nie było nikogo w domu więc nie ryzykujemy tylko jedziemy dalej aż do Folusza / 185km / zmęczeni, po kapieli i posiłku idziemy spać.

Niedziela – dzień 10

Po ciężkim poprzednim dniu dzisiaj w planach jest 140km ale też w terenie górzystym. Wyjeżdżamy jak zwykle o 6 i już widać, że dzisiaj najbardziej da nam się we znaki temperatura. Jedziemy przez Gorlice do Nowego Sacza. Tam już przy temperaturze 32stopni jemy śniadanko przy Lidlu. Póżniej do Starego Sacza i drogą z pięknymi widokami do Krościenka nad Dunajcem. W czasie jazdy mój drugi licznik z termometrem wskazywał 37stopni – żar leje się z nieba. Dojeżdżamy do mieścinki Stare Maniowy gdzie nocujemy, ale przy takiej temperaturze nie daje się spać.

Poniedziałek – dzień 11

Poniedziałek zaplanowaliśmy sobie również spokojniejszy – wyjazd o 6 – Nowy Targ i do Zakopanego, ale wjeżdżamy od strony najwyżej położonej wioski w Polsce – Zębu. Od Poronina jest tu spory podjazd aż na samą Gubałówkę. Tam zjeżdżamy do Zakopanego i kierujemy się na Czarny Dunajec, póżniej na przełęcz Krowiarki i do Zawoi gdzie mamy nocleg. Jak co dzień kąpiel i jedzonko a później najprzyjemniejsza rzecz- odpoczynek.

Wtorek – dzień 12

Tego dnia się najbardziej obawiałem – podjazd pod przełęcz Salmopolską. Rano wyjeżdżamy jak zawsze o 6 i aż dziwne, ale do Żywca jedziemy ze średnią prawie 30km/godz. W Żywcu jemy słodkie bułki i jedziemy do Szczyrku a potem do Wisły. Podjazd pod Salmopol nie był taki grożny. W Wiśle jemy obiad i jedziemy dalej na Cieszyn i do Jastrzebia Zdrój. Nocujemy w Pielgrzymowicach w uroczym gospodarstwie agroturystycznym. Dzisiejsza trasa to 160km.Krótko, ale ciężko- upał i Salmopol. To nic w porównaniu z jutrzejszym morderczym dniem, ale o tym przekonaliśmy się dopiero następnego dnia.

Środa – dzień 13

Rano o 6 wyjazd i po błądzeniu po Śląsku – Wodzisław Ślaski, Racibórz jedziemy w kierunku na Prudnik. Jedzie się super- szybko i bez zbytniego zmęczenia jedynie ten upał. W międzyczasie rozmawiałem telefonicznie z rodzinka ze Szczytnej i zaproponowali nam nocleg. Planowany odpoczynek był w Otmuchowie, ale byliśmy dosyć wcześnie więc zdecydowaliśmy się jechać do Szczytnej. No i się zaczęło…Początkowo też było ciężko 35stopni otwarta przestrzeń niby jazda po prostej, ale nie możemy jechać szybciej niż 20-22km/godz. Ale póżniej już za Złotym Stokiem zaczyna się podjazd Mąkolno do Kłodzka. Wyobrażcie sobie 37stopni podjazd i roboty drogowe – co chwila światła starty pod górę od zera i jeszcze ten nowy asfalt który podnosił temperature o pare stopni. Przejeżdżając obok widziałem jak robotnicy się śmiali z takich wariatów. Do Kłodzka dojechaliśmy wypompowani i jak na złość żadnego sklepu po drodze. Wiedziałem, że jeszcze parę km i będzie CPN więc będzie można „zatankować” Ja czułem że już mam braki paliwowe. Na Orlenie hot-dog i cola i paliwa starczyło na ok.10km.Ostatni podjazd przed Szczytna i myślałem, że zsiąde z roweru. Jechałem 7-8 km/na godzinę dosłownie na oparach. Wreszcie zjazd i jesteśmy u kuzyna. 250km – MASAKRA.

Czwartek – dzień 14

Dzisiaj mamy dojechać do Kowar. Zaprosił nas do siebie jeden ze sponsorów naszego Klubu Rowerowego Gryfland oraz naszej wyprawy Sławek Ciszek z firmy PENCO. Do przejechania jest ok.125km, więc nie tak dużo. Wyjeżdżamy wyjątkowo o 7 rano i ok.12 jesteśmy już w Kamiennej Górze i kierujemy się na Kowary. Ale tu nas czeka sporej dlugości podjazd. W Kowarach jesteśmy dosyć wcześnie, więc jest dłuższy czas na odpoczynek.

Piątek – dzień 15

W nocy była burza – waliło jak diabli i o k. 5 rano dalej padało, więc chyba nie wyruszymy w taki deszcz, ale już o 6 przestaje padać i zaczyna się robić fajnie. Wyjeżdżamy z Kowar o 6:30 i jedziemy do Jeleniej Góry i dalej do Gryfowa Śląskiego gdzie przyjmuje nas Pan Burmistrz . Gryfów Śląski to miasto partnerskie Gryfic. Pan Burmistrz proponuje nam nocleg ale uprzejmie odmawiamy argumentując decyzję dalsza jazdą. Pan Burmistrz zaprasza nas na śniadanie i po spożytym posiłku wyruszamy w dalszą drogę – Lubań, Żagań i Lubsko gdzie nocujemy. Ale ten nocleg przejdzie do historii. Wyobrażcie sobie hotel pokój na poddaszu mały z małymi okienkami temperatura 35stopni i brak możliwości przewiewu. W nocy nie szło spać, z Krzyśkiem moczyliśmy ręczniki w zimnej wodzie i się nimi przykrywaliśmy. Rano przy otwartym oknie różnica temperatur miedzy dworem a pokojem była znaczna – w pokoju nie było czym oddychać ale nie było jak zrobić przewiewu.

Sobota – dzień 16

Rano jak najszybciej chcieliśmy wyjść na zewnątrz . Wyjazd o 6 rano i kierujemy się na Krosno Odrzańskie i dalej w kierunku na Słubice. Ok. 8km przed Słubicami widać było, że się coś „waży” na niebie ale wcześniej też tak było i był spokój ale tu za chwilkę rozpętała się taka burza z opadami. Jeszcze nigdy nie jechałem w takich warunkach- pioruny waliły strasznie, deszcz padał tak, że nie było widać drogi a ja nie mogłem się zatrzymać, bo postój w takich warunkach pod drzewem to samobójstwo. Więc jechałem dalej – przede mną wiatr łamał gałęzie a ja tylko wyglądałem jakiś zabudowań. I wreszcie CPN. Szczęśliwy dojechałem przebrałem się w suchy strój i poczekałem na Krzyśka, który zatrzymał się na ostatniej wiosce. Ok. 12 przestało padać i zrobiło się ciepło, więc mogliśmy jechać dalej. W Słubicach zajeżdżamy do Krzyśka kuzyna Pijemy kawkę i jedziemy dalej. Kostrzyń i dalej Mieszkowice gdzie mamy nocleg załatwiony przez naszego kolegę z maratonów Jurka Pikułę z Gorzowa. Na miejscu jesteśmy ok.15 przejeżdżając ponad 170km. Po zrobieniu zakupów odwiedził nas Jurek z dwoma kolegami z Klubu Rowerowego CYKLISTA z Gorzowa Wlkp. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i po godzince Jurek z kolegami pojechali do domku a my na odpoczynek.

Niedziela – dzień 17

Rano widać po drzewach wiatr, który wieje akurat z północy, czyli nam naprzeciw. Kierujemy się na Chojnę, Gryfino, Szczecin, Goleniów i po 130km dojeżdżamy do Przybiernowa gdzie zaprosili nas i ugościli Bogusia i Mirek Żabkiewiczowie.

Poniedziałek – dzień 18

Po porannej kawie i rozmowach od Bogusi i Mirka wyjeżdżamy dosyć późno bo ok.9:30 kierując się na Wolin i Świnoujście .Przed samym promem widzimy rowerzystę, myślimy, że turysta a to kolega z klubu rowerowego Uznam w Świnoujściu, który zwolnił się na chwilkę z pracy żeby nas przywitać. Odprowadza nas na prom i wraca do swoich obowiązków.Na promie spotykamy następnego kolegę z maratonowych tras. Dopływając do brzegu zauważamy Czarka Dobrochowskiego i innych Jego klubowych kolegów .Po chwili rozmowy Czarek prowadzi nas do „niespodzianki” –Telewizja – Prasa . Po chwili rozmowy wraz z Czarkiem wracamy na prom i dalej w drogę. Pod Międzyzdroje odprowadza nas Czarek a dalej już sami. Powracają górskie klimaty, ale dobrze że na krótko. Dziwnów, Rewal,Niechorze. W Pogorzelicy znajdują nas dwaj koledzy z Klubu Rowerowego GRYFLAND- Andrzej Semkowicz i Darek Stalewski, którzy wyjechali nam naprzeciw i dalej już do Gryfic jedziemy razem. W Gryficach jesteśmy zaraz po 17 witani przez Burmistrza Gryfic Andrzeja Szczygła i nasze rodziny.

Udostępnij na: