Gryficki Klub Rowerowy

Tour De PoMorze 700km non stop 2017

Tour De PoMorze 700km non stop 2017 przechodzi do historii

Było to dla mnie najważniejszy start w tym roku. Wszystko od początku roku było podporządkowane na przygotowaniu do tej 700, i praktycznie udało się wszystko zrealizować oprócz jednego … nie mogłem zgubić tych kilku a nawet kilkunastu kilo wagi. Jakoś mi to nie idzie – już i przestałem pić „piankę” ale i tak waga / nie powiem ile / stała w miejscu. Nawet przejechanie na rowerku  w tym roku prawie 12 tys. km nic nie pomogło. No ale start zbliżał się wielkimi krokami. Wspólnie z Piotrem Siupką , kolegą z Klubu omówiliśmy taktykę i plan przedstartowy . Wiedzieliśmy, bo przecież startowaliśmy obaj w pierwszej edycji Touru w 2015 roku  że najważniejszą rzeczą jest żywienie na trasie i odpowiednie nawodnienie. Dobrze chociaż że odpadł jeden problem  – zimno. W 2015 roku jak wyjeżdżałem po północy z Mirosławca temperatura spadła do ok. 2 stopni a ja jechałem w kurtce i rękawicach zimowych oraz w kominiarce. Koledzy mówili że ok.5 rano temperatura spadla do ok. 0 . W tym roku ten problem nas ominął i całe szczęście. Z Gryfic samochodem z dwoma rowerami wyjechałem w piątek o 10 rano. Pojechałem przez Kamień Pomorski i traską na Wolin tą którą mieliśmy jechać rowerem. Nigdy tamtędy nie jechałem więc trzeba było zobaczyć chociaż z samochodu co i jak. Jadąc do biura zawodów po pakiet startowy oczywiście zatrzymał mnie na dłużej sznur samochodów na prom Karsibór , ale i tak do biura dotarłem planowo na 13. Po odebraniu pakietu mając w perspektywie długie oczekiwanie w kolejce na prom szybko skierowałem się na przeprawę. Po dotarciu do hotelu Milenium i wypakowaniu Piotra i swojego roweru oraz bagaży poszedłem zjeść jakiś obiadek. Później już tylko układanie wszystkiego na start i planowanie na dwa przepaki.
Non stop sprawdzałem prognozy pogody i ta przedstawiała się wręcz rewelacyjnie – lepiej chyba być nie mogło. W sobotę rano miało być praktycznie bez deszczu / może jakieś tam kropienie / i najważniejsze – wiatr południowo – zachodni a więc taki który nie będzie przeszkadzał a na niektórych odcinkach wręcz pomagał. I taka wiatrowa korzyść miała być do Darłowa. Później odcinek ok. 300km pod wiatr ale tyle dobrego że przewidywałem tu jazdę późnym popołudniem i w nocy – a wiadomo w nocy wiaterek z zasady robi się słabszy. I tak było. A od Dębna do Świnoujścia praktycznie z wiatrem albo ze sprzyjającym bocznym . Prognozy sprawdziły się praktycznie w 100% i za taką prognozę oficjalnie na FB „wielka” supermaratonów, obecna liderka i uczestniczka maratonu startująca w kat. SOLO wyznała  że mnie kocha!! / za ta prognozę pogody  /
Przed 17 ubrałem się i rowerkiem pojechałem na odprawę techniczną i start honorowy połączony z masą krytyczną  gdzie spotkałem się z Piotrem i innymi znajomymi którzy zdecydowali się zmierzyć z takim dystansem. Później Piotr pojechał odebrać pakiet startowy , ja się przeprawiłem  na drugą stronę i po zrobieniu zakupów na kolację zjechałem do hotelu. Zaraz też przyjechał Piotr i zaczęły się  już finalne przygotowania – pakowanie „przepaków” i planowanie jak się ubrać, co zabrać ze sobą. Ok. godziny 22-23 poszliśmy spać.

SOBOTA 28 LIPIEC 2017r.

4:30 to godzina kiedy już się wyspałem i po porannej toalecie zrobiłem sobie kawkę / Piotr też już się obudził ale kawy nie chciał / Zaraz po 5 niespodzianka – wyłączyli prąd. Perspektywa jedzenia zimnego makaronu nie nastrajała nas optymistycznie ale cóż, śniadanie z Piotrem zaplanowaliśmy najpóźniej ok.6 tak że było jeszcze troszkę czasu. Przed 6 włączyli prąd ale tylko na chwilkę , jednak woda w czajniku zdążyła się praktycznie zagotować więc zalałem w pojemniku makaron i mieliśmy ciepły posiłek na śniadanie. Później już do naszego wyjazdu prądu nie było. Jeszcze tylko na necie sprawdziliśmy pogodę która praktycznie lepsza być chyba nie mogła i z „przepakami” pojechaliśmy o 7 na miejsce startu gdzie przekazaliśmy do odpowiednich samochodów, wróciliśmy do hotelu i po ubraniu w stroje w których zaplanowaliśmy jechać / ja zdecydowałem się jechać w nogawkach i rękawkach, Piotr dół na krótko i rękawki / , spakowaniu pozostałych ubrań do samochodu , który po uzgodnieniu z Panią z hotelu pozostawiliśmy na hotelowym parkingu już rowerami pojechaliśmy na miejsce startu. Po odebraniu nadajników GPS o 8:30 stajemy na starcie.

Początek spokojny , ale już po wyjechaniu za rogatki Świnoujścia zaczęliśmy jechać dosyć szybko ale bez zrywania i spokojnie jednym tempem. Z grupy pozostało nas troje – ja , Piotr i Mieczysław Sołek. Miałem nadzieje że będziemy jechać razem , ale często słyszałem że Mietek jechał na pulsometrze i po prostu często zwalniał. Razem dojechaliśmy za Wolin i tam już zostaliśmy sami . Jeszcze przed Kamieniem Pomorskim zauważyliśmy kolegę który jechał w przeciwnym kierunku, jednak zaraz zawrócił i po dojechaniu do nas zdecydował się jechać z nami. Krzysztof Ohla który startował z nr.2 już od tego momentu do samej mety jechał z nami. Zaraz za Kamieniem Pomorskim to tereny naszych częstych treningów więc czuliśmy się jak w domku

a do tego pierwszy punkt kontrolny i żywieniowy był obsadzany przez nasz K.R.Gryfland.

PK1 ŚWIERZNO 62,5km – godzina 10:51

Na punkcie spotykamy samych znajomych – Ula moja „osobista”, Żania Waga i Waldi Frąckowiak. Po zjedzeniu pączka , wypiciu kawki i karmi i uzupełnieniu wody jedziemy dalej. Tuż za Cerkwicą widzę z daleka znajomą sylwetkę – to „solistka” Iza Włosek – po wzajemnej  wymianie uprzejmości „ kocham Cię – i ja też Cię kocham” jedziemy dalej. W Trzebiatowie niespodzianka Na rondzie stoi Ania Kruczkowska i ostro dopinguje a Czesia Kruczkowska robi nam fotki. Przejazd przez Trzebiatów troszkę utrudniony bo rozpoczyna się coroczne „Święto Kaszy „.  Bardzo żałuje że mnie tam nie ma bo gwiazdą na imprezie jest moja muzyczna idolka z młodych lat a zarazem piękna kobieta – URSZULA.

Później już Kołobrzeg przed którym doganiamy następnego „solistę” Stasia Piórkowskiego. Były obawy co do przejazdu przez ten zatłoczony morski kurort , ale nie było tak źle. Jeszcze na wylocie dogania nas grupa XI która startowała o godzinie 8:50 a w tej grupie sami kandydaci do zwycięstwa w OPEN – muszę wymienić wszystkich bo każdy z nich to mocarz w takich ultra maratonach – Mariusz Staszak , Marian Kołodziejski , Zbigniew Kreft , Krzysiu Kubik , Szymon Koziatek , Kuba Latajka i chyba jeszcze z tych co znam był w grupie Czarek Urzyczyn. My oczywiście złapaliśmy się „na kółko” ale tylko do następnego PK i tam odpuszczamy- to za szybkie tempo jak dla nas.

PK2 USTRONIE MORSKIE 125,5km – 12:26

Tu na punkcie poszło szybko zjedliśmy pyszną bułkę , uzupełniliśmy płyny i tu też dołączył do naszej grupki Andrzej Jarosławski i już od Ustronia do samej mety jedziemy razem – Ja , Piotr Siupka , Andrzej Jarosławski i Krzysiu Ohla. Jedziemy bardzo ruchliwą drogą na Koszalin, i tam znając praktycznie na pamięć przejazd jedziemy na pewniaka i idzie to bardzo sprawnie. Zaraz za Koszalinem skręcamy z drogi krajowej w lewo na Dąbki i Darłowo i tam podkręcamy tempo bo nie dość że nawierzchnia „stół” to jeszcze mamy centralnie z wiatrem w plecki. Następny punkt to Bobolin

PK3 BOBOLIN – 186km – 14:46

Po zjedzeniu makaronu i bułki  kupiłem „piankę„ ,colę i z Piotrem zrobiliśmy standardowe uzupełnienie płynów i odkwaszanie organizmu – 2-3 łyki „pianki” i później na drogę  „diselka” colę z „pianką”. Tutaj też zdecydowałem się ściągnąć już nogawki i rękawki bo nie dość że zrobiło się ciepło to jeszcze i ta perspektywa podjazdów.  Wcześniej rozmawialiśmy i analizowaliśmy z Piotrem przejazd w 2015 roku że najwięcej czasu traci się na punktach więc teraz robimy wszystko w ekspresowym tempie. Po dojechaniu do Darłowa skręcamy pod wiatr w kierunku Sławna a dalej już najtrudniejsze dla mnie odcinki – podjazdy. Pamiętam trasę sprzed dwóch lat – pierwszy raz jechałem tu właśnie z Piotrem Siupką jak robiliśmy Supermaraton Gryfice 24h i przejechaliśmy wtedy w tym czasie 600km. Później pod koniec września 2015 roku w czasie I edycji Tour De PoMorze.  Do Polanowaj jakoś poszło i na punkcie zjawiliśmy się

PK4 POLANÓW - 243km – 17:11

Tu po podpisaniu listy i podbiciu książeczki poszedłem do pobliskiego sklepu i kupiłem piwo bezalkoholowe Żywiec które z największa ochotą razem z Piotrem wypiliśmy.
Później droga przez mękę aż do Bobolina, a dalej już kierunek Szczecinek i tu już było łatwiej.

PK5 SZCZECINEK – 300km – 19:31

Tutaj oczywiście ciepły posiłek i można wziąć prysznic , przebrać się . Ja skorzystałem tylko z przebrania spodenek a perspektywa jazdy w nocy skłoniła mnie do  założenia nogawek i rękawków. Zjedliśmy posiłek, wypiliśmy herbatkę a pani z obsługi jeszcze zdążyła nam kupić piwo bezalkoholowe. Po podziękowaniu ruszyliśmy dalej w drogę.  Całe szczęście że górki się już skończyły więc mogłem troszkę odsapnąć. Minęliśmy Borne Sulinowo , Czaplinek i w połowie drogi do Mirosławca spotykamy kolegę z supermaratonów Adama Litarowicza który wyjechał nam naprzeciw. Czas drogi do następnego punktu kontrolnego minął na pogaduchach z kolegą.

PK6 MIROSŁAWIEC – 373km – 22:42

Do  Mirosławca docieramy już w ciemności. Na punkcie Ela Dobrochowska i Irenka Łańcucka które bardzo szybko nas obsłużyły – kawa herbata kanapka i zaraz nas wyganiają – wiedzą że im dłużej posiedzimy tym gorzej dla nas – organizm ostygnie i robi się bardziej leniwy, coraz bardziej chce się spać. Tak więc szybko się uwinęliśmy i już jedziemy dalej. Adam towarzyszy nam jeszcze do Kalisza Pomorskiego i wraca do domku do Drawska Pom. a my mijamy Drawno i Choszczno. Tu też mam awarię przedniego oświetlenia i mówię do kolegów że będę jechał aż się rozwidni na końcu.

PK7 CHOSZCZNO – ZAMĘCIN – 433km – 1:22

Punkt który obstawiał KR Voyager Choszczno usytuowany był za Choszcznem w Zamęcinie. Na punkcie przywitał nas Jurek Gumuliński i tu też raz dwa trzy – coś zjedliśmy napiliśmy się i już jedziemy. Kawałek za punktem dogania nas kolega z K.R.Gryfland , mój „rowerowy brat” / razem ukończyliśmy w 2013 roku Maraton Rowerowy Dookoła Polski 4000km w 15 dni / ZIBI Zbyszek Dudas. Jedzie z nami do swojego rodzinnego miasta Barlinka i tam po uzupełnieniu płynów na Orlenie rozstajemy się. My jedziemy kierując się na Lipiany gdzie nie jedziemy jak dwa lata temu przez centrum po bruku tylko już porządną drogą. Dalej już Myślibórz

PK8 MYŚLIBÓRZ – 488km - 4:05

Tu można się przebrać ,  jemy bardzo dobrą zupkę pomidorową z makaronem. Po szybkim załatwieniu spraw ruszamy szybko dalej. Jest widno, więc mogę już wychodzić na zmiany. Jazda do Dębna to ostatni etap jazdy pod wiatr, dalej już do samego Świnoujścia prognozowany był wiatr południowy a więc sprzyjający. Mijamy Mieszkowice  i kierujemy się na Moryń

PK 9 MORYŃ – 542km – 6:45

W  Moryniu wita nas serdecznie Tereska Ostrowska – koleżanka z tras supermaratonów. Na stole pełen wypas –  to co lubię – arbuz, pyszne ciasto kawa, herbata, pepsi i pomimo porannej niedzieli znalazła się jeszcze „pianka” i z Piotrem zrobiliśmy sobie „diselka”. Fajnie było sobie chwilkę pogadać i można było zostać dłużej ale czas gonił i trzeba było jechać dalej. Z Morynia dojeżdżamy do Chojny i tu , w moich znajomych terenach zacząłem prowadzić naszą grupkę – noga zaczęła lepiej „podawać” / chyba po tym Tereski „wypasie”  /  i tak dosyć szybko dojechaliśmy do Gryfina , a później już tylko wiadukt na autostradzie i z daleka widzimy kobietki przy pizzerii które machając witają nas z daleka.

PK10 SZCZECIN PODJUCHY – 610km – 9:33

Tu na punkcie szefuje nasza koleżanka z supermaratonów – Małgosia Szalewicz i wszystko sprawnie poszło , herbata, bułka i oczywiście na drogę „diselek” Tu już ściągamy wszelkie rękawki i nogawki bo robi się ciepło a ma być gorąco i już jedziemy dalej żegnani słowami powodzenia. Przejazd przez Szczecin trudny ale znając teren nie było źle. Później już tylko Załom i mijany bokiem Goleniów . Dojeżdżając do Stepnicy obliczam że jeśli się sprężymy to na metę dojedziemy „łamiąc„30 godzin. Zawsze to inaczej brzmi – nie 30 godzin i jedna minuta tylko 29 godzin i 59 minut.

PK 11 STEPNICA – 659km – 11:47

Jak zaplanowali tak zrobili – zajechaliśmy na PK. podbiliśmy książeczki , podpisaliśmy listę i jeszcze zaliczyliśmy sklep i jazda na metę. Droga do Recławia z zasady spokojna , teraz zaś samochód za samochodem – alternatywna droga nad morze robi swoje. W Recławiu skręcamy na Wolin i później już za Wolinem wjeżdżamy na „krajówkę” i zaczyna się  jeden z najbardziej wrednych podjazdów – Płocin, ale teraz nie było tragedii- później już zjazd do Dargobądzia i parę podjazdów i prosto do Świnoujścia.

META ŚWINOUJŚCIE – 711km – 13:49

D O J E C H A L I Ś M Y !!!!!!!!!!!

711 km w czasie 29 godzin 19 minut
Piotr Siupka – 15 miejsce OPEN
Marek Zadworny – 16 miejsce OPEN

Po załatwieniu formalności na mecie , zdaniu nadajnika GPS zostawiliśmy z Piotrem rowery i promem przeprawiliśmy się na drugą stronę do baru „Pierożek” na jedzonko. W międzyczasie dzwonie do Uli i informuje że jesteśmy cali i zdrowi na mecie. Oczywiście gratulacje dla wszystkich . Jeszcze przed obiadem obowiązkowa zimna  duża „pianka” – należało się na koniec. Obiadek zjedliśmy bardzo szybko – brakowało nam takich dań  – rosół z makaronem i schabowy. Jeszcze w trakcie spijania „pianki” dostaje telefon – to nasz kolega klubowy Mariusz Kucharski przyjechał nas przywitać i pogratulować.

Dostaje też eska od koleżanki z klubu Bogusi  z gratulacjami. Dzwonie i chwilkę rozmawiamy , chwaląc się  / jest czym / że przejechaliśmy w tak super czasie. Wracamy promem na drugą stronę  i już z Mariuszem idziemy z rowerami do samochodu – idziemy nie jedziemy – już mieliśmy dosyć jazdy na rowerze. Po spakowaniu rowerów ruszamy do Gryfic. Jedziemy wolno , zmęczeni po nieprzespanej nocy a do tego jeszcze gorąco. Włączam od razu klime i jakoś jest ok. Jadąc drogą na Wolin mijamy dojeżdżających do mety – najpierw grupka Gryfusiów których klaksonem pozdrawiamy, później samotny Tadziu Burewicz. Coraz bardziej czuję zmęczenie, znużenie i praktycznie wszystko co możliwe  po nie przespanej nocy i sporym wysiłku. W Golczewie zatrzymujemy się przed sklepem na loda i jak wysiadamy z samochodu to odczucie jest takie jak byśmy wchodzili do nagrzanego piekarnika. Lód robi swoje- ochładza i orzeźwia ale tylko na chwilkę i już w Uniborzu zatrzymuje się i leje na siebie wodę którą znalazłem w samochodzie. Taki prysznic pomaga na bezpieczny dojazd do Gryfic. Po wypakowaniu roweru Piotra i Jego bagaży zajeżdżam do domku. Po wzięciu prysznica  po namowie Uli już po 17 idę spać i z małymi dwoma przerwami śpię ponad 12 godzin. Rano już w miarę sprawny zabieram Piotra i Ulę i jedziemy na zakończenie Touru do Świnoujścia . Tam uroczyste wręczanie medali i dekoracja zwycięzców Touru jak i Pucharu Polski w Ultramaratonach Rowerowych.

PODSUMOWANIE:

Do tej pory wraz z Piotrem preferujemy jazdę na rowerze na długich dystansach i jak ktoś nazywa mnie kolarzem odpowiadam że nie jestem kolarzem tylko rowerzystą – maratończykiem. Mamy zaliczane ultra dystanse na imprezach cyklu Pucharu Polski , ale też bierzemy udział w różnych ultra maratonach w Polsce. Ja przejechałem 5 razy rowerem dookoła Polski i pomimo tego że jest to sporo km i to w czasie 15-18 dni to  ukończenie takich imprez ja Tour De PoMorze jest dużym sukcesem. W 2015 roku  z Piotrem ukończyliśmy Ultramaraton Gryfice 24h w którym w czasie 24 godzin przejechaliśmy 600km. Idąc za ciosem we wrześniu 2015 roku również z Piotrem   ukończyliśmy I edycję Touru.  W 2016 roku pojechałem na mazury gdzie ukończyłem Pierścień 1000 jezior 600km non stop , a miesiąc później ukończyłem ultra maraton Bałtyk-Bieszczady Tour 1008km oraz jedyną edycję 2016km non stop. Jednak uważam że jeszcze większym sukcesem jest  jazda i ukończenie w tak rewelacyjnym czasie II Edycji Tour De PoMorze 710km non stop. Było to najdłuższy maraton przejechany przez nas na rowerze bez chwili snu. Analizując poprzednią edycję Touru razem z Piotrem doszliśmy do wniosku że kluczem do dobrego wyniku będą bardzo krótkie postoje na punktach. Tak też zrobiliśmy – na punktach były postoje niezbędne do podpisania listy oraz „tankowania paliwa” a więc jedzenie i picie. Jesteśmy też bardzo zadowoleni ze sprzętu – rowery spisały się znakomicie , żadnej nawet najdrobniejszej usterki . Sprzęt to rowery Specjalized zakupione i serwisowane w SPECTRUM BIKE Jan Zugaj . Polecamy!

Udostępnij na: