Gryficki Klub Rowerowy

Piękny Zachód 2018

Jest niedziela 1:30 w nocy, ja chyba jeszcze czuje się jak na Pięknym Zachodzie , już chciałem się ubierać w swoje ubrania kolarskie i jechać na rower ale zobaczyłem że jestem w domku , że to co było przez ostatnie trzy doby już się skończyło a ja odpoczywam i dochodzę do siebie. Ale zacznę od początku….

Plany swoich startów na 2018 rok ułożyłem pod koniec sezonu rowerowego w 2017 roku. Cztery Ultrasy do zaliczenia i w międzyczasie nasze imprezy z supermaratony.org. Jeden Ultramaraton Piękny Wschód  zaliczyłem pod koniec kwietnia. Teraz przyszedł czas na drugi , Ultramaraton Piękny Zachód organizowany przez Henia Huzara i Wacka Żurakowskiego. My jako K.R.Gryfland dołożyliśmy naszą skromną cegiełkę w organizacji – DPK i PŻ w Niechorzu na 380km trasy obsługiwany był przez członków Klubu , a raczej nasze koleżanki, Bogusia Mucha przygotowała posiłki dla kolarzy a do pomocy przy obsłudze były jeszcze Ania , Ula i Mariusz. Szefem punktu był Piotr Mucha. Plany na Piękny Zachód były takie że jedziemy z Arturem Piedo dystans 1900km. We wtorek rano przyjechał Artur , spakowaliśmy mój rower i jedziemy do Świebodzina gdzie jest start i meta maratonu. Po drodze dużo rozmawialiśmy na temat potencjalnego przebiegu maratonu. Zdecydowaliśmy  że w pierwszym dniu chcielibyśmy dojechać do DPK Niechorze gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Patrząc na prognozy pogody najważniejsze że ma nie padać, w pierwszym dniu ma być umiarkowanie ciepło z korzystnym wiatrem, później jednak ma być coraz cieplej, wiaterek ma się nie zmieniać więc będzie w twarz. We wtorek wieczorem wspólna kolacja wszystkich uczestników startujących na dystansie 1900km połączona z odprawą techniczną i później już spanko. Trzeba wykorzystać każdą wolną minutę na sen by dać naszym organizmom jak najwięcej odpoczynku. Rano o 6 jemy zamówione śniadanko i szykujemy się do startu. Z dwudziestki uczestników trzech startuje w kat. OPEN  między innymi ja i Artur a reszta jedzie SOLO. Są tam koledzy których znam Pawełek Sojecki, Zdzisiu Kalinowski, Jarek Kędziorek, oraz klubowy kolega Irek Szymocha. Jest też jedna kobietka, Agata Wójcikiewicz. Agatę poznałem w 2016 roku kiedy jechałem BBT 2016km . Ona przejechała to w takim czasie że zastanawiałem się jak??Jest to drobna dziewczynka która / wiem to z opowiadań kolegów / na punktach wpada tylko podpisać listę i jedzie dalej. Nie za bardzo korzysta z przygotowanych na punkcie posiłków . I zastanawia mnie na czym ta kobietka jeździ?.

Środa 8:00 Start

Punktualnie o 8 startuje nasza trójka w kat. OPEN.  Po paru km kolega odjeżdża i dalej już jedziemy z Arturem sami. Tempo mamy dosyć dobre i dopiero przed Sulecinem zaczynają do nas dojeżdżać „soliści” Na początku dwójka / lecz nie wiem kto/ a później Paweł Sojecki, Kalina i Kurier. Na pierwszym PK w Sulęcinie spotykamy dawno nie widzianego Jurka Złotowskiego z którym się witam serdecznie i razem wszyscy robimy sobie fotkę na pamiątkę spotkania. Później już jedziemy na Kostrzyń  i dalej drogą już mi znaną z moich przejazdów dookoła Polski . Po drodze zaliczamy PK w Małym Kostrzynku gdzie posilamy się smacznym bigosem jedzonym razem z moimi kanapkami z metka. Odpowiednio się też nawadniamy i w drogę. Cedynia, Chojna i ze względu że znam te tereny zaplanowaliśmy uzupełnienie płynów w Widuchowej. Jednak tu zdarzyło się coś co można nazwać początkiem pecha – Arturowi w swojej Meridzie pękł łańcuch. Żeby go spiąć  trzeba było rozkuć jedno ogniwko do założenia spinki jednak nie mieliśmy skuwacza. Z pomocą przyszedł kolega solista który nam pożyczył potrzebne narzędzie. Po chwili już jechaliśmy dalej. Do Pniew na PK dojeżdżaliśmy jak ten kolega już wyjeżdżał więc nie mogliśmy mu oddać skuwacza. Dalej już jedziemy znana już z Tour de PoMorze   trasą , po drodze spotykamy jednego z solistów któremu padł Garmin i jechał bez nawigacji. Proponujemy jazdę za nami by nie pomylił trasy czy nie błądził. Od Kamienia Pomorskiego robi się coraz zimniej , my zmęczeni jednak chcemy za wszelką cenę dojechać do Niechorza. Już w samym Niechorzu wyjeżdża nam naprzeciw Mariusz i pilotuje do punktu. Tam od razu szybka pianka , pyszna zupka pomidorowa z ryżem, makaron z sosem – full wypas. Po takiej wyżerce idziemy z Arturem spać umawiając się że kto pierwszy się obudzi ten robi pobudkę drugiemu. O 1:30  Po wzięciu prysznica   od razu zasnąłem. Dzisiaj przejechaliśmy prawie 390km w ponad 16 godzin.

Czwartek 4:00

Nie wiem kto kogo budził ale wstaliśmy ok.3 30 a więc po dwóch godzinach odpoczynku. Szybka toaleta , spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy , a w miedzy czasie picie przygotowanej przez Ulę kawy i ok. 4 wyjeżdżamy. Kierujemy się znaną trasą na Trzebiatów, Kołobrzeg . Jesteśmy głodni więc nie ma na czym jechać, zatrzymujemy się przy sklepie i na szybkiego jemy bułki Artur z mlekiem ja ze śmietaną. Później już kierujemy się do punktu w Dąbkach gdzie zajeżdżamy ok.10. Tam zajęła się nami córka Roberta Janika i naprawdę było odlotowo – wszystko co chcieliśmy było – pyszna kawa, pianka, jedzonko. Wszystko co dobre się szybko kończy i my też musieliśmy jechać. Darłowo ,Sławno  i zaczyna się …. Organizatorzy chyba specjalnie nawymyślali i ułożyli trasę by zaliczać największe podjazdy w rejonie. To była męczarnia. Już w trakcie ustaliliśmy że chcemy wcześniej skończyć jazdę by się położyć spać i wcześnie ruszyć dalej.. Wybór padł na Borne Sulinowo. W Szczecinku ślad organizatora prowadził obwodnicą , ale zauważyliśmy że jest zakaz jazdy rowerów a w międzyczasie dzwonił do mnie Adaś Litarowicz który skorygował nasz przejazd kierując nas w stronę centrum. Adaś był przygotowany na wyjazd w naszą stronę i dotrzymanie nam towarzystwa do Drawna , ale wiedzieliśmy że to może być niebezpieczne , że musimy odpocząć. Ok.19:30 zajeżdżamy d PK w Bornem i szukamy noclegu . Pomoc otrzymaliśmy od szefa Mariny i po zjedzeniu pysznych pierogów jedziemy odpoczywać. Dzisiaj zrobiliśmy ponad 280km w ponad 16 godzin w bardzo trudnym terenie, a i pogoda nas nie rozpieszczała – jak wyjeżdżaliśmy z Niechorza było w porywach ok.4 stopnie a więc zimno a w dzień gorączka. Umawiamy się z Arturem jak wcześniej – kto pierwszy się obudzi ten robi pobudkę. Artur już zasnął a ja się meczę , ciało całe gorące , za gorąco w pokoju- nie mogę zasnąć . Dopiero jak się przykryłem wilgotnym ręcznikiem – zasypiam.

Piątek 2:00

Po ok.2 godzinach spania wstajemy i jedziemy dalej. Jest bardzo zimno znowu ok. 4 stopnie i dojeżdżając do baru przy stacji BP za Mirosławcem jestem totalnie zziębnięty. Prosimy o kawę i jajecznicę i to nas stawia na nogi. W Drawnie nie zajeżdżamy na punkt , nic nie potrzebujemy a chcemy jak najszybciej dojechać do Barlinka na dobre jedzonko. Zaraz za Drawnem tak mnie „złamało” że musiałem na parkingu przymknąć oko na 15 minut i już było ok. Za Choszcznem zatrzymujemy się bo słoneczko już tak grzeje że trzeba się rozbierać. Zajadam też pączka i już jedziemy dalej. Przed Barlinkiem mija nas ciężarówka i kulturnie wali w klakson – to Zibi nasz klubowy kolega . Ok. 8 zajeżdżamy do PK w Barlinku i tu niespodzianka – ktoś wychodzi nam naprzeciw i informuje że po jakimś telefonie i informacji że się wycofaliśmy punktu już nie ma . Jednak prowadzi nas na salę i proponuje odpoczynek, spanko – z tego rezygnujemy. Widzę na tacy coś co uwielbiam jadąc długie dystanse- arbuz. W miedzy czasie dociera do nas Artur Szyszka przynosząc pyszne bułki. Po chwili dziękujemy i ruszamy dalej. Teraz to mamy wszystko w jednym – jazda pod wiatr, temperatura i w niektórych miejscach bruk. Powoli zbliżając się do Piły podejmujemy decyzje że nie zajeżdżamy na punkt. Jeśli w Barlinku się zawinęli to i w Pile nie ma sensu szukać i tracić czas. Przed Piłą wyjeżdża do nas Romek Gałażewski by nas przeprowadzić na wylotówkę w kierunku na Czarnków. Przed samym wjazdem na główna drogę Romek przez nieuwagę wywraca się na rowerku i troszkę się poobijał. My już bardzo mu dziękujemy i jedziemy już dalej sami. Na początku podjazdu w Ujściu Arturowi w swojej Meridzie pęka hak od przerzutki i rozwala mu całą przerzutkę. Artur załamany mówi że maraton dla niego się skończył i żebym jechał sam. Decyzja jest jedna – razem we dwoje wyjechaliśmy i razem wracamy.Próbujemy coś zrobić  ale wszystko idzie nie tak . Dzwonie do Romka Gałażewskiego i ten nam pomaga – przywozi rowerek i Artur już ma na czym skończyć maraton. Zmarudziliśmy w Ujściu na tej awarii chyba ze 3 godziny. Z Romkiem umówiliśmy się tak że ze Świebodzina wracamy do domku przez Piłę odwożąc rower i zabierając Meridę Artura. Zadzwoniłem też do Roberta Janika z pytaniem czy jeśli przyjedziemy do Pniew ok. godziny 23-24 czy ktoś będzie na punkcie. Dostałem odpowiedź że punkt już jest nieczynny więc musimy szukać sobie noclegu sami . Poprosiliśmy o pomoc Anie i Mariusza Kucharskich i po chwili mieliśmy już nocleg  zaraz za Czarnkowem. Jeszcze w Czarnkowie zajechaliśmy do sklepu na jakieś drobne zakupy / arbuz , mleko, bułki ciasteczka i oczywiście pianka / i jedziemy na kwaterę nie widząc że czeka nas spory podjazd / ponad 2km jazdy pod górkę z reklamówką w ręku / Myślałem że mi ręka odpadnie .Po przyjeździe kąpiel jedzonko i spanie. Dzisiaj był najtrudniejszy dzień upał, jazda pod wiatr, awaria.  W ponad 19 godzin przejechaliśmy 305km

Sobota 1:00

Wstajemy o 00:30 i po drobnym posiłku zaraz po 1 ruszamy. Nie jest daleko ale chcemy dotrzeć  do Niesuliuc przed 8 rano by zmieścić się w3 dobach. Początek niezbyt ciekawy , Artur nie może się wstrzelić z innym rowerem w szybkość. Jednak popas na BP w Pniewach robi swoje , Artur odżył i teraz już jedziemy dosyć szybko. Dokładnie o 7:59 wjeżdżamy na metę.

Podsumowanie

Marek Zadworny i Artur Piedo z K.R.Gryfland Gryfice przejechali 1116km w czasie 71 godzin i 59 minut. Przez ten czas spaliśmy ogólnie ok.6 godzin  / po ok. 2 godziny przez noc / a oto dane z aplikacji ENDOMONDO:

Artur i ja pobiliśmy swoje rekordy  przejazdów. Ja co prawda ukończyłem BBT 2016 ale tam pomiędzy ukończeniem a powrotem  można było odpocząć dłużej , po prostu kto przyjechał szybciej mógł dłużej odpocząć ja miałem na to 17 godzin. Tutaj albo się spało krótko albo wcale.  Ktoś w ubiegłym roku powiedział że Artur nie da rady przejechać 1000km. Kiedyś za czasów moich przejazdów dookoła Polski jeden z moich  braci  rowerowych  Roman Węglarski z którym jechałem dookoła Polski w 2012roku powiedział do swojego kolegi  że jeśli chcesz ukończyć  maraton rowerowy dookoła Polski  to z Zadwornym. Ja znam swoje możliwości i wiem na co stać mój organizm i mogę ocenić również tego co chce się zmierzyć z takim dystansem. Wcześniej proponowałem Arturowi właśnie maraton dookoła Polski ale z racji swojej pracy Artur nie ma takiej możliwości , i wtedy umówiliśmy się na Ultrasy , a więc Piękny Zachód, Pierścień 1000 jezior / 610km /  na który jedziemy za trzy tygodnie i Bałtyk Bieszczady 1008km  pod koniec sierpnia. Wiedziałem wtedy że Artur da radę i dał!

Teraz już koniec, czas na regenerację i odpoczynek.

Obydwoje z Arturem dziękujemy Romkowi Gałażewskiemu z Piły bez Jego pomocy , bez pożyczenia roweru nie ukończylibyśmy maratonu

Udostępnij na: