Gryficki Klub Rowerowy

Pierścień 1000 Jezior

O Pierścieniu 1000 jezior wiedziałem już wcześniej, ale jakoś umykał mi ten Ultramaraton  w corocznych  planach . Najczęściej powodem były coroczne wyjazdy na Maraton Rowerowy Dookoła Polski. W ubiegłym roku byłem najbliżej  decyzji o wyjeździe ale w związku z rywalizacją w Pucharze Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych i rozgrywany w tym samym czasie Świdwiński Maraton Rowerowy , wybrałem jednak Świdwin. Decyzje o tegorocznym  starcie na Pierścieniu podjąłem na początku roku. Umówiłem się z Tomkiem Gapińskim że jedziemy razem i na Warmię i Mazury i na samym Ultramaratonie. Do wspólnego wyjazdu dołączyła też Małgosia Kubicka i tak na początku kwietnia było wszystko dograne i ustalone. Jednak wypadek Tomka na Obornickim maratonie sprawił że plany spaliły na panewce. Było już pewne że Tomek nie pojedzie więc kompletowaliśmy wspólnie z Gosią ekipę na wyjazd. W pierwszym rzędzie trzecią osobą była moja osobista żona Ula , ale z przyczyn od nas niezależnych nie mogła w tym czasie wyjechać na Mazury. Ustaliliśmy że pojedzie z nami Krzysiu Hamułka który tez się wybierał na pierścień i Gosi  córka Karolina. Wszystko było już ustalone więc z niecierpliwością czekaliśmy na początek lipca , oczywiście cały czas obserwując prognozy pogody. Miało byś w miarę spokojnie , w miarę pogodnie, ciepło i z korzystnym wiaterkiem. Jednak prognozy jak to prognozy – nie zawsze się sprawdzają i tak było teraz. Ale po kolei.
1 lipca  po godzinie 5 rano zjawiłem się w Nowogardzie, zapakowałem rowery Gosi i Karoliny i jedziemy do Koszalina po Krzysia i dalej już prawie bez przystanków jedziemy do Miłakowa gdzie mamy zarezerwowany nocleg.

Wczesnym popołudniem jesteśmy na miejscu , wypakowujemy z samochodu  rowery i  rzeczy , jedziemy do sklepu na drobne zakupy , i ok.17 jedziemy się zarejestrować do biura maratonu. Tam spotykamy wielu znajomych , i tych którzy kiedyś spotykałem na maratonach P.P. i miło było się spotkać – /Wacek Żurakowski czy Heniu Huzar/ , i   tych z tras naszych maratonów – Witka i Marię Buczyńskich , Krzysia Naskręta , Jarka Kubiaka , Grzesia Buraczyńskiego , Remka Ornowskiego , Wiesia Marchlewskiego ,Jarka Kędziorka, Basię i Romusia Węglarskich z którymi jedziemy w jednej grupie i kolegę z K.R.Gryfland Irka ACHOMA Szymochę. Witamy się też i z organizatorem Robertem Janikiem i po rejestracji i odprawie technicznej wracamy o Miłakowa. Tutaj ostatnie przygotowania rowerów i spanie

2 lipca / sobota /
Pobudka o 5 rano , toaleta i przygotowania do wyjazdu. Do miejsca startu jedziemy na rowerach –  mamy tam ok.7km.

Po przejechaniu ok..5 km muszę się wrócić bo zapomniałem książeczki do potwierdzania swojego przyjazdu na PK. Jedzie z nami też Karolina, która zajmuje się ważną sprawą – dokumentuje nasz udział na Pierścieniu na fotkach. Przed 8 odbieramy nadajniki GPS i o 8:05 start.

Pogoda piękna- niebo bez chmurek i ciepło – jednak to piękno miało też i swoje złe oblicze. Napiszę od początku o pogodzie przez całą trasę – cała sobota to upał 30stopni  i praktycznie do Sejn wiatr nie taki słabiutki i w „mordewind”. Później w niedzielę również do samej mety wiatr nie taki słaby i również w twarz ale tu temperatura spadła do ok. 13-15 stopni i deszcz. Rozmawiałem z Robertem Janikiem i on stwierdził że to była najgorsza pogoda z tych 5 edycji Pierścienia. Od startu ostrego jedziemy szybko ale w miarę spokojnie. O 9:40 zjawiamy się na PK Babiak. Tam standard – podbijamy książeczki i podpisujemy się na liście, uzupełniamy wodę i jazda dalej. Na PK 2 NA rynku w Reszelu zjawiamy się zaraz po 12. Już grzeje naprawdę solidnie – w pobliskim sklepie kupujemy zimne napoje i dalej jazda. Godzina 15:17 – trzeci PK zapamiętam długo – Szynort – Harsz . Punkt nad jeziorem , sporo ludzi , w pobliskiej tawernie przeciw odwodnieniu kupuje zimne piwko i jak zwykle uzupełniam bidony wodą. Na punkcie i bułeczka i arbuz którego zjadam solidną porcje. Jedziemy dalej razem Ja, Gosia, Krzysiu oraz Basia i Romuś. Następny punkt na którym zjawiamy się o 19:10 to Gołdap. Pamiętam z maratonów dookoła Polski że tu trzeba się pożywić przed trudną trasą do Wiżajn. Pamiętam też taki bar w którym serwują solidne porcje kalorycznego posiłku , ale  widząc sporo ludzi , mając perspektywę długiego oczekiwania na posiłek oraz jedzenie na schodach czy stojąc rezygnujemy. Na PK uzupełniamy ciepłą wodę i dalej mając w perspektywie ten trudny teren zatrzymujemy się w barze na posiłek. Ja , Gosia i Krzysiu jemy placek węgierski i piwko  dla uzupełnienia elektrolitów , Basia i Romuś zdecydowali się na zupkę. Później już jedziemy na Wiżajny i do następnego PK w Rutce Tartaku. Na zupkę zajeżdżamy o 22:27 , jemy uzupełniamy wodę  / jedyny punkt gdzie była zimna woda / i już chcemy wyjeżdżać i zaczęło się… jak lunęło, jaki zerwał się wiatr …  zdecydowaliśmy się przeczekać tą nawałnicę. To była dobra decyzja. Po kilkunastu minutach przestało padać  i ruszyliśmy w kierunku na Sejny i Augustów na punkt żywnościowy na którym kierownikuje nasz kolega z tras maratonów Janek Doroszkiewicz. Wiemy że tam dostaniemy wszystko czego chcemy – wszak Janek wie co najbardziej potrzebujemy. Do Sejn jedziemy w ostrym tempie , jest ciemno ale ta trasę pamiętam z maratonu dookoła Polski i okazuje się  najrówniejsza z całego pierścienia. W Sejnach jesteśmy ok.01:00. Pije gorący barszcz czerwony i po chwili jedziemy dalej. Na następnym punkcie w Augustowie jesteśmy już o świcie, zaraz po 3. Gorąca zupka, drugie danie bardzo dobre , piwko . Cóż więcej potrzeba? Ja się przebieram , zakładam nogawki i ochraniacze na buty. Dookoła widzimy śpiących uczestników, my jednak po godzince odpoczynku wyjeżdżamy jeszcze razem. Po paru minutach widzę jak Basia z Romusiem jadą szybciej niż my więc mówię że nie ma sensu tak jechać. Decydujemy że jeśli mają siłę niech  jadą swoim tempem- my jedziemy swoim. Po chwili  Basia , Romuś i Tereska /która wcześniej dołączyła do naszej grupy/  powoli odjeżdżają , Ja Gosia i Krzysiu jedziemy razem. Droga cały czas taka sama non stop pod górkę i z górki, żadnego płaskiego odcinka. Następny PK jest dopiero po ok.85km. Jeszcze nie pada więc Krzyś proponuje postój na przystanku autobusowym i „poćwiczenie oka” Ja czuję że mnie strasznie „muli” więc z ochotą przystaje na tą propozycję. Kładziemy się na ławeczkach na przystanku , nie zdjęty kask służy jako poduszka i po chwili „odlatuje” śpię ok. 30 minut ale dla zmęczonego organizmu wystarczy by dalej normalnie funkcjonować. Ruszamy dalej i po kilkunastu minutach zatrzymujemy się na Orlenie na kawkę. Spotykamy grupkę rowerzystów z Agnieszką Stępień i decydujemy się na wspólną jazdę.  Wyjeżdżając z Orlenu  zaczyna padać deszcz. Po paru minutach  z jednym z kolegów powoli odjeżdżamy od grupy. Wiedząc że Gosia i Krzysiu nie zostaną sami jedziemy swoim tempem do przodu. Później bliżej PK w Wydminach dochodzą nas pozostali z grupy Agnieszki. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się że zostali kawałek w tyle. Nie chcąc stać w deszczu decyduje że poczekam na Gosię i Krzysia na PK. Jedząc pyszną zupkę doczekałem się Gosi i Krzysia i tu oznajmiają mi że muszą odpocząć i „poćwiczyć oko”. Gosia  mówi żebym jechał. Wychodząc na zewnątrz widzę jak odjeżdża grupka 4 rowerzystów i po chwili ja ruszam i dojeżdżam do kolegów i przez następne prawie 130 km jedziemy razem. Paweł Sikora, Sebastian Gaś i Eryk Rama .Panowie dziękuje za jazdę , naprawdę super się z Wami jechało. Zaraz za Giżyckiem mijamy Tereskę Ostrowską , a na PK w Mrągowie zaraz po 13 spotykam Basię i Romusia , którzy wyjeżdżają szybciej , ja czekam na kolegów. Ciągle pada ale już słabiej i po kilkunastu km przestaje i gdzieś tam ukazuje się chwilami słoneczko. Przed ostatnim PK NA 565km w Kikitach dojeżdżamy do Basi i Romusia i na PK o16:45 już razem raczymy się pysznościami. Najbardziej smakowała mi kanapka z pomidorem i ogórkiem. Ruszamy już dalej razem i przy najbliższym sklepie robimy zakupy – oczywiście piwo i karmi. Część wypijam od razu część do bidonu i jedziemy dalej. Po chwili widzę że po dwóch podjazdach Basia z Romusiem zostali wiec jadę wolnym tempem do mety. O godzinie 19:10 umordowany melduje się na mecie.

Czeka na mnie Karolinka i zimne piwko które smakuje najbardziej. Po wręczeniu medalu , wspólnym zdjęciu idę na pieczonego prosiaczka. Później już pakuje rower do samochodu i z Karolinką jedziemy do Miłakowa. Tam od razu prysznic, jedzonko i rozmowy z kolegami którzy też już ukończyli maraton. Później jedziemy z Karoliną naprzeciw Gosi i Krzysia. Karolina non stop obserwuje GPS Krzysia gdzie się obecnie znajdują. Ok. 23:50 zjawiają się na mecie umordowani ale szczęśliwi. Pakujemy rowery i do domu. Tam Karolinka przygotowuje im jedzonko ja spijam „piankę” kładę się i usypiam jak niemowlaczek. Rano wracamy do  domu.

PODSUMOWANIE

Do tej pory uczestniczyłem w trzech Ultramaratonach – Tour De PoMorze 700km, Ultramaraton Gryfice 24h- 602km i Pierścień 1000 jezior i to ten ostatni był najtrudniejszy. Organizator Robert Janik stwierdził że nie było w poprzednich edycjach tak paskudnej pogody jak w tym roku. Praktycznie cała sobota upał i jazda pod wiatr. W nocy najłatwiejszy odcinek Rutka Tartak – Augustów a później 260km też pod wiatr i jak zaczął padać deszcz to temperatura spadła do 13stopni. Jestem szczęśliwy że ukończyłem , bez żadnych uszczerbków na zdrowiu

Udostępnij na: